Recenzja filmu

Opadające liście (2023)
Aki Kaurismäki
Alma Pöysti
Jussi Vatanen

Fińska opowieść

"Fallen Leaves" ma w sobie coś z artystycznej filozofii Charliego Chaplina. Coś pomiędzy goryczą, sentymentalizmem i nadzieją. Czas i miejsce historii, choć ważne dla kontekstu politycznego
Twórczość Akiego Kaurismäkiego to jednocześnie kino zaangażowane i angażujące – humorem, aktualnością i uniwersalnością. W "Człowieku z Hawru" i "Po tamtej stronie" reżyser zgłębiał tematykę uchodźczą. W "Fallen Leaves" społeczno-politycznym kontekstem wydarzeń jest z kolei inwazja Rosji na Ukrainę. Ze starego radioodbiornika dochodzą słuchy o pierwszych tygodniach walk. Informacje o atakach i zwiększającej się liczbie ofiar towarzyszą bohaterce podczas najbardziej prozaicznych czynności, a Kaurismäki umiejętnie łączy dramat z czarną komedią: podczas gdy filmowi bohaterowie walczą z rutyną i samotnością, tuż za granicą Finlandii Rosja snuje okrutne imperialne plany o podboju Europy.
Już pierwsza scena filmu bawi do łez – na sklepowej taśmie piętrzy się potężna góra opakowanego plastikiem mięsa, to metafora kapitalistycznego urodzaju. Chwilę później poznajemy Ansę (Alma Pöysti) – małomówną i skromną pracowniczkę supermarketu, której dni mijają na nużącym metkowaniu towarów i selekcji przeterminowanych produktów. Kobieta nie znosi marnotrawstwa, dlatego nieraz zdatne do spożycia jedzenie rozdaje potrzebującym. Srogi ochroniarz nie spuszcza jej jednak z oczu. Ansa zostaje zwolniona za próbę "uprowadzenia" kanapki, której "przeznaczeniem" był śmietnik. Autorski świat Kaurismäkiego przepełniony jest systemowymi absurdami, z którymi reżyser konfrontuje swoich bohaterów. Co ciekawe, chcący żyć według własnej, a nie cudzej rutyny nonkonformiści to u reżysera najczęściej everymani. Ansa z godnością opuszcza miejsce pracy, by po chwili bez wahania przygarnąć bezpańskiego psa. Gdyby mogła cofnąć czas, z pewnością postąpiłaby tak samo. Podążanie za głosem własnego sumienia urasta na ekranie do rangi supermocy. 
Samotna Ansa na lokalnym karaoke poznaje swoją bratnią duszę – dobrotliwego i posępnego Holappę (Jussi Vatanen). Zmagający się z alkoholizmem mężczyzna pracuje na budowie, a jego nieuporządkowane życie to pasmo porażek. Zapytany przez przyjaciela – "Dlaczego masz depresję?", odpowiada – "Bo piję". A dlaczego pije? Bo ma depresję. 

Miłość wisi w powietrzu. Bohaterowie podświadomie jej szukają, lubią ciszę i proste gesty. Fiński reżyser czule opowiada o tym romansie "zwyczajnych ludzi" – już nie najmłodszych, niezamożnych i z początku nie najszczęśliwszych. Uroczo nieśmiali spotykają się zaledwie parę razy, jednak czasami wystarczy jedna randka w kinie (i to na filmie Jarmuscha), by wiedzieć, że trafiło się na właściwą osobę.

"Fallen Leaves" ma w sobie coś z artystycznej filozofii Charliego Chaplina. Coś pomiędzy goryczą, sentymentalizmem i nadzieją. Czas i miejsce historii, choć ważne dla kontekstu politycznego filmu, paradoksalnie pozostają niedookreślone. Bohaterowie używają telefonów komórkowych z początków lat zerowych, w radiu słychać reporterską relację z wojny rosyjsko-ukraińskiej, a scenografia oraz kostiumy przywodzą na myśl nasz PRL. Nieważne jednak, który mamy rok. O problemach współczesnej Europy Kaurismäki mówi z subtelnością, bez agitacji. "Nie bądźcie obojętni na świat" – szepcze. Z drugiej strony, przesłanie filmu wybrzmiewa dobitnie właśnie dzięki jego aktualności. Aktywne zaangażowanie w pomoc Ukrainie, solidarność z Zachodem, dołączenie do NATO. Reżyser przygląda się mentalności swoich rodaków oraz silnie przeobrażającym się w dobie trwającego konfliktu nastrojom społecznym.
"Fallen Leaves", film oszczędny w środkach i emocjach, to najczulszy, najkrótszy i najbardziej czarujący obraz tegorocznego konkursu w Cannes. Mimo powściągliwości bohaterów, Kaurismäki nie ma najmniejszego problemu z pokazywaniem na ekranie prawdy o ludzkich pragnieniach i powszednich smutkach. To, co niedopowiedziane, wzbogaca fińskimi szlagierami w wykonaniu Kariego Tapio, rock'n'rollem czy rodzimą muzyką alternatywną pokroju popowego duetu Maustetytöt. Reżyser daje tu również upust swojej bezpretensjonalnej miłości do kina – nie brakuje jarmuschowskiego humoru oraz ironicznych odwołań do Godarda czy Bressona. W "Fallen Leaves" czuć jednak przede wszystkim optymizm. Aki Kaurismäki nadal wierzy w ludzi, celebruje szlachetne uczynki i pod żadnym warunkiem nie godzi się na obojętność.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones